Wiem,
że wiele kobiet w ciąży promienieje, ma piękną cerę,
olśniewające włosy i w ogóle wygląda jak ucieleśnienie gracji i
piękna. Nie należałam do nich. Włosy przetłuszczały się jak
zawsze, nogi puchły mi jak banie, waga rosła w zastraszającym
tempie, twarz przypominała coś rozgotowanego, pryszcz gonił
pryszcz, zęby psuły się na wyścigi, bynajmniej nie z braku
higieny…
I
tak jak większość rzeczy po zakończeniu ciąży i/lub karmienia
zaczęła wracać do normy, tak paznokcie nie przyjęły tego do
wiadomości. Walczyłam z nimi przez 4 lata wypróbowując wszystko
poza formaldehydowymi odżywkami, których się boję do dziś.
Nie
pomogło picie pokrzywy i skrzypu, nie pomogły witaminy z grupy B,
nie pomogły odżywki do zmywania i te pod lakier, nie
zadziałały drożdże, nie pomogło olejowanie, nie pomogło
malowanie, nie pomogło niemalowanie. Trochę pomogła suplementacja
witaminą D. W sensie że paznokcie nadal rozdwajały się do
połowy płytki, ale przynajmniej nie pękały wzdłuż i nie
krwawiły. Winne nie były czynniki zewnętrzne – zmywałam i
sprzątałam zawsze w rękawiczkach, piłowałam je pieczołowicie w
jedną stronę delikatnym pilniczkiem, nie miałam też grzybicy czy
onycholizy.
Po
wielu, wielu miesiącach usilnych starań udało mi się osiągnąć
coś takiego. Aż żal patrzeć, prawda? Nawet jeśli udało się je
skleić lakierem i uhodować ciut dłuższe, po jego zmyciu ukazywał
się znów taki widok.
No i
skusiłam się na ten manicure japoński, mimo że wydanie stu
złotych na takie byle co jak moje pazury wydawało mi się dość
szalone. Zastanawiałam się nad hybrydami, ale kosmetyczka
stwierdziła, że nie będą się trzymać na tak zniszczonej płytce.
Sięgnęłam
po markę P.Shine. I o niej właśnie będę pisać. Nie
polecam „oszczędzania” i kupowania zastępników, bo nie wiem
jaki jest ich skład i jakość wykonania, więc nie mogę ręczyć
za ich efekty.
Zamówiłam
na allegro za około 120 złotych, zestaw przyszedł. Zerknęłam na
skład i było nieźle (choć sprzedawcy potrafią się ciut
zagalopować w swych obietnicach, patrzcie na nie przez palce). Poza
polerkami, pastą i pudrem w pudełku znajdziemy radełko do
odsuwania skórek (polecam do wydłubywania małej porcji pasty ze
słoiczka), 4 pilniczki i irchową ściereczkę do czyszczenia.
Po
skróceniu paznokci i odsunięciu skórek przechodzimy do właściwego
zabiegu. Przed pierwszym użyciem płytkę należy zmatowić,
potem wystarczy robić to raz na jakiś czas. Następnie polerujemy
paznokcie zieloną polerką przy pomocy pasty w zielonym pudełku
(przypomina trochę podsuszone drożdże, ale można się
przyzwyczaić). Na koniec to samo robimy z różowym
pudrem, różową polerką.
Zarówno
pasta jak i puder powstały na bazie ziemi okrzemkowej, czyli jak
najbardziej mogą wzmacniać płytkę. Pasta zawiera też substancje
nawilżające: glikol propylenowy i glicerynę, a puder emolienty:
parafinę, wosk pszczeli, lanolinę. Skład jest zatem prosty, ale
przemyślany: wzmacniamy płytkę, nawilżamy ją, a następnie
zamykamy to nawilżenie warstwą olejową, która dodatkowo
uelastyczni paznokieć i ładnie go nabłyszczy.
Samo
polerowanie natomiast poza nabłyszczaniem i wygładzaniem poprawia
ukrwienie płytki i przyspiesza jej wzrost. U mnie rosły 2-3 razy
szybciej niż normalnie. Z tego względu mężnie polerowałam
wykonując ruch polerką tylko w jednym kierunku, jak każe
instrukcja, mimo że nieszczególnie rozumiałam sens tego działania.
Po
pierwszym razie byłam głęboko rozczarowana. Paznokcie może
były odrobinę bardziej błyszczące, ale nic więcej. Wręcz
śmiem twierdzić, że byle jaka drogeryjna polerka nabłyszczyłaby
je lepiej. W dodatku skórki „najadły się” szarawej pasty i
wyglądały jak zagrzybione. Mina trochę mi się poprawiła
następnego dnia, kiedy cała płytka nabrała o wiele ładniejszego
odcienia: różowa na dole i biała jak śnieg na górze, co od
dłuższego czasu mi się nie zdarzyło. Z każdym kolejnym użyciem
zestawu paznokcie błyszczały też piękniej, aż zaczęły
przypominać lusterka. Wciąż jednak rozdwajały się, a w
oczekiwaniu na zupełnie nową płytkę nie robiłam im zdjęć.
Zabieg
wykonywałam dwa razy w tygodniu, jak każe ulotka. Akurat po
trzech dniach połysk robił się mniej wyrazisty, więc ta
częstotliwość była odpowiednia też ze względów estetycznych.
Nie ma żadnych przeciwwskazań względem stosowania manicure
japońskiego pod lakier, aczkolwiek na nabłyszczonej i lekko
natłuszczonej płytce trzyma się on o wiele krócej, więc lepiej
zachować kilkudniowy odstęp.
W
różnych miejscach w internecie spotkałam się z zaleceniem, aby
zabieg stosować raz na tydzień lub raz na dwa tygodnie. Z pewnością
nie odżywi płytki tak intensywnie jak stosowany częściej, nie
będzie równie skutecznie poprawiał kolorytu ani stymulował
wzrostu. Z drugiej strony, najdelikatniejsza polerka to też polerka
i po kilku tygodniach regularnego stosowania przekonałam się, że
wierzchnia warstwa paznokcia jest cienka jak papier. Nie na całej
powierzchni, ale w miejscach poprzecznych zgrubień. Korzystając z
zestawu wykonywałam też manicure na mojej Mamie, i tu miałyśmy
pewne trudności z racji głębokich pionowych bruzd na paznokciu.
Nadmiar pasty wyjmowałam z nich… wykałaczką. Nie wyobrażam
sobie podobnej praktyki w salonie. ;)
Efekty?
Paznokcie dość szybko (po 2 miesiącach) prawie przestały się
rozdwajać, pomijając miejsca, gdzie z racji „górki” płytka
stała się bardzo cienka. Nabrały ładnego koloru, błyszczały,
stały się bardziej elastyczne, słowem urosły na tyle, żebym
mogła spokojnie wrócić do ich malowania. Uważam, że to
właśnie manicure japoński w połączeniu z suplementacją witaminą
D zakończył moje kilkuletnie problemy z paznokciami i choć nie są
jeszcze idealne, nie muszę już mieć kompleksów z ich powodu.
Na
zdjęciu płytka zażółcona z powodu któregoś lakierowego łobuza
Na
koniec muszę jeszcze wspomnieć o niesamowitej wydajności. Po
trzech miesiącach stosowania na spółkę z Mamą zużyłam może
1/10 pasty i pudru, a polerki nadal wyglądają jak nowe. Wydajność
po stokroć wynagradza cenę zestawu, choć z drugiej strony warto
przemyśleć zakup, żeby nie stać się właścicielką kosmetyku,
który nigdy, przenigdy się nie kończy.
Plusy:
-
fajny skład, choć nie zachwyci eko-ortodoksów, a sprzedawcy
lubią go jeszcze ubarwiać,
-
łatwość przeprowadzenia zabiegu: nie trzeba być fachowcem,
żeby sobie poradzić z jego wykonaniem,
-
ogromna wydajność, opakowanie wystarczy spokojnie na 100-200
zabiegów,
-
wysoka jakość wykonania narzędzi, przemyślane pudełko, w
którym wszystko wygodnie się mieści
-
systematycznie stosowany poprawia koloryt, rozjaśnia płytkę,
wzmacnia ją i przyspiesza wzrost paznokciami
-
połysk ściera się bardzo równomiernie, nie ma tu odprysków
jakie zdarzają się przy odżywkach w formie lakieru, nie musimy też
męczyć paznokci zmywaczem
-
spokojnie można go wykonać też na paznokciach u stóp.
Minusy:
-
cena i dostępność: powyżej 100 złotych za zestaw,
wyłącznie wysyłkowo, a oficjalny dystrybutor na Polskę sprzedaje
wyłącznie hurtowo (30 opakowań), w dodatku ceny na stronie
widoczne są po zalogowaniu. Pozostają sklepy internetowe i allegro,
-
choć nie ma zakazu malowania paznokci, lakier o wiele gorzej
trzyma się po manicure japońskim, u mnie odpryski pojawiały
się już następnego dnia
-
zabieg jest problematyczny na płytce rozdwajającej się (w
dłuższej perspektywie mi pomógł, ale doraźnie polerowanie
rozdwojonej powierzchni kończyło się pogłębieniem rozdwojeń), z
bruzdami lub zgrubieniami,
- na
efekt trzeba poczekać: przepiękny połysk pojawił się u mnie
i u mojej Mamy dopiero po trzecim zabiegu, a płytka „wydobrzała”
mniej więcej po 2 miesiącach,
-
regularne polerowanie może, ale nie musi, doprowadzić do
nadmiernego starcia wierzchniej warstwy paznokcia,
-
mam mieszane uczucia co do zachowania higieny: polerki
wykonane są z bardzo delikatnej skóry naturalnej i nie mam
bezpiecznego pomysłu na ich dezynfekowanie.
W tej chwili na paznokciach mam już hybrydy, ponieważ doceniam ochronę, jaką dają płytce przed uszkodzeniami mechanicznymi. P. Shine z kolei dba o paznokcie mojej Mamy. Jeśli czegoś żałuję, to że nie dowiedziałam się wcześniej o manicure japońskim. ;)
Stosuje już niemalże 2lata i jestem bardzo zadowolona. Robię dwa razy w tygodniu. Szczerze mówiąc co trzy dni to raczej za często. Po jakimś czasie moze to przynieść odwrotny skutek od zamierzonego, a paznokcie staną się bardzo cienkie.
OdpowiedzUsuńRobię dwa razy w miesiącu miało być;)
UsuńPo pierwszym miesiącu tez przestawiłam się na używanie co 2 tygodnie, ale nie widziałam żadnych efektów.
Usuńw takim razie ja też muszę wypróbować, choć moje paznokcie już teraz są bardzo cienkie.
UsuńWłaściwie to było tak: po pierwszym miesiącu widziałam znaczną poprawę, więc zaczęłam używać co tydzień. Potem dostrzegłam że płytka miejscami rzeczywiście jest bardzo cienka, więc postanowiłam używać jeszcze rzadziej. W każdym razie już się tak nie rozdwajały same z siebie, choć były bardzo delikatne.
UsuńNiezbyt uważam na uszkodzenia mechaniczne, często zdarza mi się gdzieś puknąć albo np. potrzeć niechcący paznokciem o tynk, piach itp i pomyślałam, że paznokcie wydobrzały na tyle, że już mogę założyć hybrydy, i miałam rację.
W każdym razie przy rzadszym stosowaniu P.Shine paznokcie nie były już takie ładne: mniej błyszczały, wolniej rosły, nie były różowe. Myślę, że znalezienie równowagi między ścieraniem płytki a podtrzymaniem efektu odżywienia to sprawa indywidualna.
Ja powiem szczerze, że już po pierwszym użyciu widziałam efekt i mega połysk. Z tym, że pierwszy raz byłam na manicure japońskim u kosmetyczki. Jak zobaczyłam jakie to proste to stwierdziłam, że kupię zestaw i tak też zrobiłam:) Można powiedzieć, że szybko się zwraca;)
UsuńHybrydy bardzo lubię, ale moje paznokcie źle wyglądały po zmyciu. Może dlatego, że usuwałam sama:D
Pierwszy raz robiłam na bardzo porozdwajanych paznokciach, więc bardzo delikatnie - może dlatego efekt nie był widoczny? :)
Usuńwyglądają ślicznie :)
OdpowiedzUsuńWow :-) fajnie, że znalazłaś coś, co podziałało. U mnie szał zrobiło olejowanie, ale żebym to ja była regularna. Na szczeście nie mam problemów z rozdwajaniem, ale łamały mi się w środku płytki. Olejowanie i lepsze jedzenie mi je wzmocniły i prawie się nie łamią. Jedyne co bym chciała teraz osiągnąć, to żeby wyglądały ładnie GOŁE. Twoje mi się tu bardzo podobają - gładka i jednokolorowa płytka, białe końcówki, nie przebarwione (nawet na tym zdjęciu, na którym piszesz, że zażółcone :D) i mają ładną, wyraźną linię uśmiechu (o ile to dobra nazwa, ale wiesz o co chodzi). A z hybryd jestem mega zadowolona i obiecałam sobie, że kupię w tym roku swój własny zestaw. Na razie za dużo wydatków, ale na jesień będzie jak znalazł. Sama kosmetyczka mnie namawiała na kupno - bo skarżyłam się jej, że nie mam pewnej ręki i chyba to nie ma sensu, to pocieszała mnie, że wg niej hybrydą łatwiej namalować równo niż zwykłym lakierem :D Ile masz kolorków hybryd? Bo widziałam ten piękny czerwony i ten jasny teraz, ale mogłam coś przeoczyć, bo sporadycznie zaglądam na fejsa i wiele mnie omija.
OdpowiedzUsuńAniu, ja bym strasznie chciała mieć takie ładne paznokcie jak Ty. :) Ot, narobiłam w ciągu ostatnich tygodni wiele zdjęć i wybrałam najładniejsze, teraz mam nałożone świeże hybrydy (5 dni mają, prawie jak świeże), i są pod nimi zmatowione, więc się do zdjęć nie nadają. Wciąż jeszcze nie mogę ich zapuścić tak jak chcę, pokutują resztki zimowych rozdwojeń.
UsuńDobrą hybrydą o wiele łatwiej pomalować niż lakierem, bo masz cały czas świata na poprawki. Na próbę kupiłam też takie taniutkie za 5 zł i to po prostu masakra, malowało się jak wodą po czymś tłustym, lakier natychmiast się ściągał i zbijał w krople, a na brzegach znikał w ogóle.
Mam zestaw cosmetics zone, trzy kolorki: ten jasny pst15, czerwony 011 i taki pomarańczowy 169 (ten pomarańcz najmniej mi się podoba, pomalowałam nim raz jeden paznokieć - tak to jest jak się kupuje wysyłkowo). I jestem z nich bardzo zadowolona, choć dopiero za trzecim malowaniem udało mi się to zrobić idealnie, jak na mnie, nie mówię tu o poziomie profesjonalnym. Ale kryją ładnie, nie kurczą się, odprysnęły mi tylko raz i to dlatego, ze paznokieć się nadłamał pod lakierem. Chcę na jesień sobie kilka kolorów dokupić. Przed ostatnim malowaniem położyłam samą bazę, bo z jakiegoś powodu nie miałam czasu dokończyć malowania, i na nią nakładałam zwykły lakier. Trzymał się bardzo dobrze, a bezacetonowy zmywacz usuwał tylko lakier, baza ładnie trzymała się 2 tygodnie. Więc można i tak sobie radzić, żeby zwykłe lakiery nie stały smutne, podczas gdy na paznokciach goszczą na zmianę 2 kolory.
Semilac jest bardziej znany, ma więcej kolorów i mnóstwo dobrych opinii, ale kosztuje prawie dwa razy tyle. A nie widzę potrzeby takiego przepłacania, skoro cosmetics zone daje radę w 100%. Planuję post o nowych nabytkach jak użyję już wszystkich trzech kolorów. :)
apropo hybryd --> czekam na post z ich udziałem w Twoim wykonaniu :)
UsuńChcę porobić zdjęcia wszystkim kolorom na pazurach, więc to potrwa ;)
UsuńA jak wyjedziesz za linię hybrydą, to potem nie zejdzie ze skórek? Bo ja mam problem z tym :D
UsuńGdzieś podpatrzyłam, żeby usunąć hybrydę ze skórek jeszcze na mokro, przed włożeniem do lampy: albo korektorem do paznokci (takim zmywaczem w pisaku) albo choćby patyczkiem drewnianym do skórek. I zdejmuję tym patyczkiem i jest spoko. Hybryda nie zastyga, więc nawet jak zajadę patyczkiem za głęboko i zrobię "rysę" na paznokciu, to mogę to jeszcze raz przejechać prawie suchym pędzelkiem i wygląda jakby od początku było dobrze. Wprawdzie takie poprawki zajmują trochę czasu, ale nic potem nie odłazi. Za pierwszym razem niechcący utwardziłam zalane skórki i bardzo szybko mi zaczął lakier schodzić w takim miejscu.
UsuńNa mnie działa dieta. Konkretnie podjadanie różnych nasionek(słonecznik, dynia) :) U mnie ucierpiały włosy i skóra, ale paznokcie się nie zmieniły.
OdpowiedzUsuńNasiona i pestki jem codziennie od lat, więc nawet ich tu nie uwzględniałam w poście :)
UsuńMyślałam nad wizytami w salonie, ale widzę, że taki zestaw bardziej się opłaca. Nie zdążyłam się jeszcze na to zdecydować, dałam szansę balsamowi 2x5 oraz odżywce Lovely z wapniem i jak na razie paznokcie całkiem ładnie wyglądają :)
OdpowiedzUsuńJeśli paznokcie masz w dobrym stanie i do tego lubisz je malować, to taki zestaw nie jest Ci niezbędny. Nada się raczej dla osób, które lubią "gołą" płytkę. :)
UsuńCiekawe, muszę to kiedyś wypróbować, pochodziłabym sobie trochę w "gołych" błyszczących paznokciach :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że znalazłać coś, co pomogło :)
Nooo, byłabym zła, gdyby nie pomogło, bo jednak takie systematyczne polerowanie to o wiele więcej zachodu niż pomalowanie zwykłą odżywką. ;)
UsuńKurde, kurde, kurde. Zastanawiałam się, co to. Może pomogłoby mi na moje rozdwajające sie paznokcie.
OdpowiedzUsuńZawsze można wybrać się na 2-3 zabiegi na próbę... tyle że u mnie efekty było widać o wiele później.
UsuńKochana, efekt jest powalający :))) super sprawa :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńMi pomaga oliwa :] Myślałam i o tym ale lubię malować paznokcie i byłabym zła musząc czekać po zabiegu kilka dni. Jak oliwa przestanie dzialać to pewnie zaryzykuję i kupię to. Fajna kosmetyczka że powiedziała ze hybryda nie bedzie się trzymać, pewna jestem że większośc by zrobiła bez mrugnięcia i wzięła kase i niech dzieje się co chce:D
OdpowiedzUsuńOlejowanie pomogło mi na skórki, ale na same paznokcie niestety już nie. Zgadzam się, że szczery fachowiec to skarb ;)
UsuńO! Jest moc! Na prawdę fajny efekt! Dobrze, ze znalazłaś coś, co ci pomogło :)
OdpowiedzUsuńZabieg nie jest jednak dla mnie - ogólnie paznokcie mam w bardzo dobrym stanie, męczę sie tylko ze skórkami. Poza tym ten szybszy wzrost - dla mnie byłoby to masakrą! Nie cierpię skracać paznokci a muszę je mieć króciutkie...
Z jednej strony cieszyłam się, że tak szybko rosną, z drugiej męczyło mnie piłowanie dwa razy w tygodniu. ;)
Usuńwygląda dość ciekawie, może w przyszłości się skuszę na niego :)
OdpowiedzUsuńMoje paznokcie również się rozdwajają, trudno zapanować nad nimi. Chyba muszę się skusić na manicure japoński :)
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że gdy wypoleruję sobie raz na jakiś czas płytkę, to dużo rzadziej obserwuję rozdwojenia. Obecnie w końcu udało mi się wyhodować długie, owalne paznokcie - długo już nie były w tak dobrym stanie. Niestety na ogół z pomocą przychodzą mi te okropne formaldehydy. Maluję nimi raz na jakiś czas, potem już się w to nie bawię, a paznokcie się trzymają. To będą chyba pierwsze wakacje od 3 lat, kiedy moje pazury będą w naprawdę dobrym stanie... Chyba, że trafi się robota w polu :D
OdpowiedzUsuńZ mniej kontrowersyjnych rzeczy - pomagała mi zawsze odżywka z Avonu Strong Results, taka, która się wchłania w płytkę. Była w domu, odkąd pamiętam i np. w gimnazjum mogłam pochwalić się zawsze pięknymi paznokciami (zawistne koleżanki chyba rzucały uroki, bo zawsze mi się musiał jakiś złamać).
Żadna z odżywek mi jeszcze nie pomogła całkowicie, choć jakieś minimalne efekty widziałam po takiej białej z pierre rene (nie wiem czy jeszcze jest tak samo dobra, bo się im opakowania pozmieniały, używałam jej z powodzeniem z 10 lat temu(!)) i po balsamie do paznokci z herbapolu.
UsuńPoka paznokcie!
Dla ciekawych: wrzuciłam paznokcie na insta, patrzcie, bo nie wiadomo, ile ten stan potrwa.
UsuńBalsam do paznokci z Herbapolu? Nie znam, ciekawe, idę szukać :D
OMG, cudne masz te pazury. Normalnie zapiszę se zdjęcie i będę do takiego stanu dążyć.
UsuńPrzyznam, że do tej pory nawet nie do końca wiedziałam co to jest manicure japoński, słyszałam, że coś się wciera ale nawet się nie interesowałam. Różnicę widać na zdjęciach i to zdecydowanie na plus, myślę, że mimo wszystko ten wydatek się opłacił :)
OdpowiedzUsuńMnie kusi od jakiegoś czasu, widzę opinie że warto może i ostatecznie skusi ;)
OdpowiedzUsuńWidziałam na YT efekty tego cacka i muszę przyznać, że bardzo ciekawie to wygląda.:)
OdpowiedzUsuńU Agi Grzelak? Po jej filmie właśnie się zdecydowałam - i nie żałuję. :)
UsuńJa mam na co dzień takie paznokcie, jak Ty na początku. Rozdwajają mi się odkąd pamiętam...
OdpowiedzUsuńEfekt osiągnęłaś super - wiem, jak to jest cokolwiek osiągnąć na słabych paznokciach. Jak mi się moje uda choć tak trochę zapuścić, to jestem dumna (chociaż moje "zapuszczenie" wygląda jak porażka przy większości paznokci blogerek ;-)). Dostałam ostatnio kosmetyk z krzemionką, ale podchodzę jak do jeża i jeszcze nie otworzyłam. Podobno wzmacnia paznokcie, to może spróbuję i on coś zrobi?
Nie potrafię ocenić, na ile "okładanie" płytki krzemionką pomogło, a na ile masaż. Gdybym miała zgadywać, powiedzialabym że ogólnie wzmocniły się właśnie od polerowania i od tej woskowej otoczki, ale że wybielanie końcówek to zasługa właśnie krzemionki. To takie moje rozważania niepoparte niczym. ;)
UsuńKiedyś miałam ładne paznokcie, na studiach, kiedy NIC nie robiłam rękami z wyjątkiem trzymania pióra i papierosa. ;)
Kupiłam go ostatnio na spółkę z teściową. Maluje paznokcie 2-3 razy w tygodniu i w ostatnim czasie bardzo podupadly na zdrowiu ;)
OdpowiedzUsuńŻadne odżywki, nawet eveline która wcześniej pomagała, teraz nie zadziałała...
Skusilam się na właśnie ten zestaw i jestem bardzo zadowolona :)
Dla mnie jedyną wadą jest to, że nie mogę malować paznokci ok 2 dni po zabiegu^^
Witaj w klubie :) Też mam problem z paznokciami ;/ rozdwajają się i łamią ;/ masakra jakaś ;/ Tez kupuję ten manicure, mam nadzieję że mi też pomoże :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o ''japońca'' to cały zabieg czyli pasta + puder robimy co dwa tygodnie. A raz na 2/3 dni dokładamy tylko różowy puder w celu zabezpieczenia paznokci przed wypłukiwaniem zielonej pasty. ;) Matowienie raz na 2 tygodnie lub raz w miesiącu spokojnie wystarczy, zapobiegnie to nadmiernemu ścieraniu płytki.
OdpowiedzUsuńTwój komentarz jest bodaj najbardziej pomocny ze wszystkich!
UsuńBeznadziejny zabieg. Paznokcie po zabiegu są miękkie i łamliwe. Nie polecam
OdpowiedzUsuńA jakie masz u siebie biurko manicure? Zastanawiam się nad zakupem jakiegoś modelu dla mojej żony jednak jestem dość ciemny w tych sprawach.
OdpowiedzUsuń